Na zachód - tam Chibiny!

Nieprzyjazna Sura

Spotkałem w sieci tylko dwa opisy tej drogi. Wiem że jest na prawdę trudna, szczególnie bród przez Surę. Dość szeroka rzeka, koryto całe w kamieniach, most nie nadaję się nawet dla chodzenia..   Trochę obawiam się jak z tym poradzimy, ale próbujemy. Już przekonaliśmy się, że lepiej jest zobaczyć samim – opisy przekłamują trudności. Z opisów również potrzebne są kola 35’’, szczególnie w brodzie przez Surę i od razu za nią. Jakbym komuś z nich powiedział, że jadę tam na Discovery 3 i kołach 31.6'' to pewnie umarliby ze śmiechu i zaproponowaliby puknąć się w łeb.. A my jedziemy :) Pogoda super, słońce, chmurki czasami, ciepło.   Oczywiście – z samego początku na drodze sporo kamieni i same brody. Niczego innego i nie spodziewaliśmy się – nas to cieszy. Nie nudzą się nam – każdy jest inny. Droga jest trochę dziwna - widać że rzadko jeżdżona, koleiny są tak duże jak po wielkiej terenowej ciężarówce, na przykład Урал-375Д. A pomiędzy koleinami rośną nie to drzewka, nie to krzaczki, miejscami i do metra wysokością. Oczywiście, koleiny nam nie pasują - wiec tutaj jeździ tylko coś wielkiego.   Nareszcie wyjeżdżamy ku Surze. Resztki mostu. Ledwo się da przejść na drugi brzeg. Jakiś miejscowy próbuje łowić ryby. Kostya od razu czuje przyjazną duszę i pyta co i jak :) Mówi nam, że bród idzie równolegle mostu. To wiemy i tak, ale nie wygląda to za dobrze. Szczególnie na przeciwnym brzegu. Pełno kamieni. Wyjazd – same kamienie. I to wielkie. A Kostia już z wędką w reku. Nie może doczekać się :) Nasze fotografy i operatorzy na innym brzegu. Myślę że trzeba jednak włazić w wodery i sprawdzać trasę, jak mamy jechać. Ten bród tak prosto się nie da jak dotychczasowe. Roland tym czasem na nic nie czekając wsiada do swojego D1 i jedzie.   Ma trochę brawurowości, zauważyłem już wcześniej. I rzeczywiście jeszcze przed wyjazdem zahacza się na kamieniach. WIELKICH kamieniach. Wyłazi na dach, ubiera wodery. Ma wyciągarkę, więc bierze linę i zaczynają się próby wyciągania się. Ubieram wodery – idę pomóc czym się da, a razem i jednak posprawdzać, jaką trasą mógłbym łatwiej przejechać. Pęd wody miejscami wali z nóg, a kamienie temu wspomagają. Już przy D1 przewracam się i mam wodery z wodą. Nic nie zrobić.. idę dalej. Roland po kilku próbach wyciągnął się do brzegu – z dwa razy nie wyglądało to za dobrze. Mógł przewrócić się, jednak jest już dobrze. Teraz tylko sandtreki żeby wyjechać na brzeg – kamienie tu są za duże, żeby na je wjechać. Próbuję przejść obok samego mostu. Tutaj też wielkie kamienie, a pęd wody taki, że co chwilę może przewrócić. Jeszcze raz nabieram wody w wodery. Nic nie będzie – trasa obok mostu jest taka sama – wyjazd duże kamienie.

 Może coś jest dalej? Idę jeszcze wzdłuż brzegu, na który mam wyjechać. I tuż za zakrętem, jakichś 100 m od mostu widzę ślady. Ktoś tędy jechał – droga jest. Teraz tylko wypatrzyć trasę jak dotąd dojechać, bo w rzece tu i tam zaś są duże kamienie. Widzę, że wystarczy dojechać do środku rzeki obok mostu, a potem trzeba jechać wzdłuż rzeki i powoli omijać rumowisko wielkich kamieni u brzegu. Plan jest – teraz realizacja. Nie chcę mi się jeszcze raz iść na przeciwny brzeg, a rzeka szumi tak że mnie nie usłyszą. Wystarczy, że zobaczą jak pojadę. Ściągam wodery, składam wszystko i jadę. Czekają - jak ja przejadę. Kręcę w wzdłuż rzeki – widzę zdziwienie. Jednak nie oczekiwali, że moja trasa będzie inna :) Docieram do brzegu bez większego problemu, za wykluczeniem tłumika - na którymś z kamieni polaczenie znowu rozszczelniło się. Ale to już znany problem i nie robi żadnego wrażenia. Brzeg trochę stromy. Zatrzymuję się na chwilkę, zastanawiam się czy wyjadę sam. D3 daje radę bez problemu. Niskie krzaki, drzewka, znowu kamienie i już jestem przed D1:) A im jeszcze przekopać się przez zabłocony odcinek z kamieniami. Przejeżdżają bez problemu - 35’’ kola nie są potrzebne. Jak się okazało później - w tym brodzie tylny kardan D1 został skręcony w formie sznurka..  

Wróć