Kierunek na północ!

Przygody przed nami

Po 9 wyruszamy od hotelu - szukamy sklepu, zrobimy zakupy i pojedziemy dalej. Po drodze widzimy mały targ, zatrzymujemy się. Kupujemy rożne warzywa i nawet jeszcze ciepły wędzony boczek. Dalej sklep - i tutaj szczena nam trochę opada.. Widzimy że nie musieliśmy zabierać ze sobą różne konserwy, jakieś tam krupy i makarony. Tego tutaj pełno i cena jeszcze jest lepsza. Jak się okazało trochę później - konserwy mięsne i rybne tutaj są lepsze.. i jeżeli jest napisane „szproty w tomacie”, to i są szproty w tomacie, a nie tomaty ze szprotami. Wzrok pomiędzy innymi wyłapuje flaszkę, na której napisano Путинка вездеход - Putinka terenówka :) Tego nie możemy tak zostawić - bierzemy :) Nabieramy rożnych produktów, Putinki, piwa, owoców - idziemy ku kasie. Pani nam mówi że musimy poczekać - alkohole tylko od 10 godziny.. Czekamy, rozglądamy się jeszcze, robimy zdjęcia. Znajduje dobrze znane mi Krymskie wino winnicy Massandra, koszyczek robi się jeszcze cięższy.. Nareszcie możemy płacić - na wszystkich wychodzi 16tys. rubli. Ledwo nie ledwo upychamy to w autach - miejsca naprawdę nam brakuję na wszystko.

Republika Karelia

Jedziemy dalej. Paliwo tutaj o połowę tańsze niż w UE, zmian pracy silnika ni w D1, ni w D3 nie czujemy. I gdzie bym później nie tankowaliśmy - nie było żadnego problemu z jakością paliwa, a stacje czasami były dość zaniedbane, szczególnie na północy. Nawigacja dalej prowadzi jakimiś lokalnymi drogami - następnym razem dokładniej sprawdzę jak wygląda trasa. Szkoda tracić czas na drogę dojazdową do naszego celu, Karelii i Kolskiego, no ale już za późno. Przejeżdżamy po prostu ogromną rafinerią w miejscowości Кириши. Widziałem rafinerią w Gdansku - i blisko nie leżała obok tej. Zaczynamy po trochę rozumieć, jak wielki to jest kraj.. Na trasę Sant-Peterburg - Murmansk wyjeżdżamy w Nowej Ładodze - dalej już mamy prostą drogę, równą jak stół. Nareszcie możemy jechać normalną szybkością do swojego celu i nie musimy obawiać się o zawieszenie. Jedziemy 90 - 100km/h, bo powyżej D1 zaczyna być bardzo głodny.. Jadę pierwszy - po wyprzedzeniu podpowiadam dla D1 kiedy droga jest wolna - D3 nawet załadowany jest bardziej dynamiczny.

   Jedziemy w stronę Petrazawodska. Około 19 wstajemy na nocleg za parę kilometrów od trasy u jeziora. Stawiamy nasz pawilon, ma kształt sześciokąta, 4x5 metrów, ściany z siateczki. Komary są, gryzą, ale jakoś nie boleśnie. Załoga D1 i nasi pasażerowie będą tutaj spać. Wieczór nie jest zimny. My śpimy jak zwykle w aucie, i żadne komary nie będą nam straszne. Pawilon też będzie chronił przed komarami, jednak tutaj możliwości dla nich jest więcej. Komarów tutaj naprawdę dużo, po wyjściu z auta w ciągu dwóch minut wokół każdego już bzyczy swoja duuuża banda. Miejscowi później nam mówili, że komarów w tym roku jest mało.. Trochę nam ciężko wyobrazić jak to wygląda gdy komarów jest dużo :)

Kostya wyciągnął wędki, oczywiście z nadzieją coś złowić:) My nie byliśmy przeciw, jednak nic nie ruszyło haczyka. Jak się okazało później trzeba wiedzieć gdzie łowią się ryby - następne próby w każdym przystanku też nie były skuteczne. Tuż przy obozie nazbieraliśmy grzybów - kolacja udała się. Ognisko, Putinka, trochę rozmów i spać - jutro pobudka i w drogę. W czasie podroży wstawaliśmy o siódmej - samo spakowanie obozu i śniadanie zajmowało nam do dwóch godzin. 

Drewniana cerkiew, petroglify i następny nocleg

Jedziemy dalej, Pietrozawodsk zostaje za nami. Nasz cel - Кондопога (Kondopoga) i Успенская церковь(Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej). Świątynia zbudowana w 1774 roku tylko siekierą i bez gwoździ, ma 42 metra wysokości. Ciężko to sobie wyobrazić, szczególnie na swoje oczy widząc jak wysoka jest. Stoi na brzegu Onegi z pięknym widokiem. Wchodzimy do środka, oglądamy, wszystko bardzo proste i razem z tym piękne. Nocujemy za Medwieżjegorskiem, w 5 km od trasy. W Kondopodze kupiliśmy świeże mięso - kolacja będzie dobra. Grzyby też są, nawet kilka borowików znalazło się tuż obok placu gdzie mamy obóz. Woda orzeźwiająca, komary dopomagają, kąpać długo nie idzie :D Jemy, zamiast Putinki próbujemy „5 jezior”, pogawędki i spać. Putinka jednak lepsza.  

Dzisiaj Belomorsk i petroglify. Nigdzie nie skręcamy, dążymy prosto do celu. Musimy zboczyć 40 km z trasy, ale warto. Jakiś człowiek 5000 lat temu siedział tutaj na skale i kamieniem rzeźbił rysunki. W całości tutaj jest około 2000 różnych figurek, widać sceny polowania i bitw, ludzie na nartach, jakieś rytuale.. Rozmiar figurek sięga aż do 3 metrów - ile trzeba było czasu żeby to wyrzeźbić? O czym oni wtedy marzyli, czego chcieli? Nikt teraz tego nie powie, ale widok tego robi wrażenie. 

Jedziemy dalej. Celem jest Кандалакша (Kandałaksza) - stąd się zacznie nasza prawdziwa przygoda. Po drodze wstajemy u znaku koła podbiegunowego. Przeróżne wstążki na drzewach, inne znaki, że ludzie tutaj byli. Któś zostawił buty, ktoś stanik, ktoś coś innego - przeróżne rzeczy tutaj są. Też zostawiamy wstążki, naklejkę litewskiego klubu miłośników LR, robimy zdjęcia i jedziemy dalej. Od dzisiaj już mamy polarne noce, promienie słońca będą nam rozświetlać noc. Do Kandałakszy zostaje 20 km, znajdujemy nocleg w przepięknym miejscu. Problem tylko z ogniskiem - niema suchego drzewa.   Dobrze że obok idzie linia prądu, choć i nie wysokie drzewka tam wycięte, są nie grube, ale drzewo mamy. W Rosji z miejscem na obóz i ognisko niema problemów, nikt nie przyjdzie i nie poprosi zapłacić że nocujesz, nikt cie nie pogoni. W Karelii trochę trudniej - bardzo dużo bagien i trudno znaleźć suche miejsce. Pieczemy szaszłyk - w Belomorsku kupiliśmy marynowane mięso. Jest dobry. Piwo też. W ogóle, piwo w Rosji jest inne. Ono faktycznie jest żywe, nie da rady za raz nalać pełny kufel, piana stoi od polowy kufla gorą i to długo. Niezakończone piwo na drugi dzień wieczorem jest tak samo dobre i piana tak samo mocna. 

Wróć